|
|
Warszawa, 14 września 2003r.
|
|
|
Czarna Hańcza
|
|
|
Tę wspaniałą rzekę znałem od lat. Ilekroć przebywałem na Suwalszczyźnie zabierałem ze sobą mapę i odnajdowałem na niej wszystkie miejsca, do których można w miarę blisko podjechać samochodem, by potem godzinami podziwiać jej wyjątkowo urozmaicone brzegi. Nie będąc tam, trudno sobie wyobrazić, jak bardzo zmienna jest zarówno sama rzeka, jak i jej otoczenie. Wszystko zaczyna się niepozornie, gdy ze zboczy morenowych, na północ od jeziora Hańcza wypływa bardzo mała rzeczułka. Wąska, płytka i kamienista, tworzy wyjątkowo dziki i nieprzyjazny krajobraz. Po 47 kilometrach wpada do jeziora Wigry, skąd po drugiej jego stronie wypływa już jako znacznie szersza i głębsza. Od tego miejsca zaczyna się raj dla kajakarzy żądnych nie tylko wysiłku fizycznego, ale i pięknych widoków.
|
|
|
Po kilku latach podziwiania tej rzeki z jej brzegów, postanowiłem poznać jej cały bieg, aż do Kanału Augustowskiego. Zmienna pogoda uniemożliwiła mi zrobienie wielu zdjęć, ale już te, które zrobiłem, pozwalają choć w części ukazać obiekt mojego zachwytu. Całość, wraz z pierwszym odcinkiem kanału przepłynąłem w ciągu zaledwie trzech dni, kończąc moją przygodę po przepłynięciu dwukomorowej śluzy w Paniewie, jedynego takiego obiektu w Polsce. To stanowczo za mało czasu, by nacieszyć się rzeką i otaczającą ją przyrodą. Taka wyprawa powinna być planowana w ten sposób, by każdego dnia przepłynąć nie więcej niż 10 kilometrów i zakończyć ją nie w Paniewie, lecz w Augustowie. Dla tych, którym nie wystarczy kilkudziesięciokilometrowa przygoda, na kolejny urlop można polecić kontynuację tej wyprawy Biebrzą do Narwi. Tymczasem przyjrzyjmy się jednak Czarnej Hańczy.
Początkowy bieg rzeki pozwala nam podziwiać ciągle zmieniającą się jej szerokość, a co za tym idzie i głębokość. Niskie brzegi porośnięte są gęsto rosnącymi trzcinami, za którymi początkowo są pola, by szybko ustąpić coraz częściej pojawiającym się lasom. W dalszej części rzeka zmienia swoje oblicze, brzegi stają się wyższe, a trzciny ustępują miejsca drzewom, rosnącym tak blisko – że często, gdy poziom rzeki podniesie się – stoją wręcz w wodzie.
|
|
|
Cierpliwie płynąc dalej, mijamy kilka miejsc z zatopionymi głazami, by wpłynąć w obszar Puszczy Augustowskiej, tu lasy liściaste dość szybko ustępują sosnom i świerkom, a brzeg bywa bardzo wysoki. To wszystko powoduje, że na tym odcinku pojawiają się liczne przewrócone i częściowo zatopione drzewa. Spływ staje się bardzo trudny, ale też bardziej satysfakcjonujący. Cała trasa to niezliczona ilość zakrętów, które na ostatnich dziesięciu kilometrach czasem powodują zwrot wręcz o 180 stopni.
|
|
|
|
|
|
|
|
Doświadczony fotograf wie, że w warunkach spływu rzeką o wartkim nurcie – w dodatku ciągle zakręcającą – jego aparat musi być zawsze gotowy do strzału. Nie ma czasu na dobieranie warunków naświetlenia. Jedyne, na co możemy liczyć, to szybkie skadrowanie uroczego zakątka i strzał, zanim nasz kajak znajdzie się w zupełnie innym miejscu. Ileż to razy, gdy zagapiłem się i nie zdążyłem uwiecznić budzącego we mnie zachwyt widoczku, krzyczałem do mojego „kapitana”: Cała wstecz! Oj, nie jest zbyt prosto zatrzymać kajak i zmusić go, aby płynął w przeciwnym kierunku, w dodatku najlepiej tyłem do przodu, by umożliwić odnalezienie utraconego kadru. To wszystko staje się szczególnie trudne, gdy chcemy jednym aparatem robić naprzemiennie zdjęcia widoków, ptaków, a może nawet próbować uwiecznić podwodny świat, którego bogactwo zachwyca w stopniu nie mniejszym niż to, co widać nad lustrem wartkiej wody.
Pragnąc uwiecznić nie tylko świat odgradzający mnie od lądu, ale i mnóstwo wcześniej niewidzianych roślin i kwiatów, co jakiś czas musiałem zmuszać mój kajak, by stanął w miejscu i umożliwił zrobienie choćby kilku zdjęć. Nie jest to zbyt łatwe w świecie, gdzie roślinność zmienia się wciąż, jak obrazki w kalejdoskopie.
|
|
|
|
|
|
|
|
Trudno powiedzieć, co wydało mi się najpiękniejsze, ale z pewnością kolorowe kwiaty bardzo przyciągały moją uwagę. Być może dlatego, że w drugiej połowie sierpnia już nie było ich aż tak wiele. W dodatku leniąc się pierwszego dnia, nie zrobiłem zdjęć tych okazów, które licznie występowały w okolicy Wigier. Potem świat zmienił się i o spotkaniu z wieloma wcześniej poznanymi gatunkami mogłem już tylko marzyć. Aż korci mnie by, gdy tylko znów wróci lato, przepłynąć tą trasą jeszcze raz, tym razem z dobrze opracowanym planem zdjęć.
|
|
|
Jeśli wyprawa ma mieć charakter głównie przyrodniczo fotograficzny, warto zabrać ze sobą małą kotwicę. Przyda się nam, gdy będziemy zmuszeni zmienić obiektyw lub czekać na ponowne pojawienie się słońca, które jak na złość właśnie schowało się nam za dużą chmurą.
|
|
|
Muszę przyznać się, że ostatnie zdjęcie było wykonane już na szlaku jezior augustowskich, a pięknych lilii wodnych potem już nie spotkałem nigdzie i takiego zdjęcia nie mogę zaprezentować. Szkoda, bo biało różowe kwiaty występujące w licznych grupach urzekały mnie swym pięknem w górnym odcinku biegu rzeki – niestety tylko w górnym.
Jeśli ktoś odwiedził Ogród Botaniczny i widząc baseny z okazami roślin podwodnych myśli, że wie, o czym teraz piszę, to bardzo się myli. W jakiż to bowiem sposób kilkanaście metrów kwadratowych lustra wody poszatkowanego betonowymi przegrodami mogłoby choć w części ukazać potęgę podwodnego świata?
|
|
|
Kiedyś będąc zapalonym akwarystą marzyłem, by w jakiś sposób wykraść dzikiej rzece choćby kilka roślin i umieścić je w swych akwariach. Jakże smutny to widok kilku gałązek wyrwanych z podwodnych łąk, które już po kilku dniach w zbyt ciepłej i stojącej wodzie zaczynają pokrywać się glonami i powoli zamierają. Tu wszystko było piękne i świeże, wielkie, kolorowe i ruchome. Zazdrościmy innym krajom kolorowych raf koralowych? – tymczasem tu mamy na wyciągnięcie dłoni świat równie wspaniały, choć jakże inny.
|
|
|
Śpiesząc się, by zdążyć zanim kajak będący w ciągłym ruchu odpłynie zbyt daleko, fotografowałem świat zanurzony głęboko pod wodą, by po wywołaniu zdjęć ze zdziwieniem stwierdzić, że na zdjęciach jest coś zupełnie innego niż ja widziałem w naturze. Czemu? Czasem zapominałem o tym, że moje oko może być zogniskowane na coś znajdującego się głęboko pod wodą, podczas gdy mocno skręcona przysłona sprawi, że ostro widać będzie nie tylko podwodną głębię, ale i odbicie malujące się na jej lustrze. Tak właśnie stało się ze środkowym zdjęciem umieszczonym powyżej, między dwoma zdjęciami, na których dla odmiany usiłowałem sfotografować ruchliwe ryby. Te największe okazy nigdy nie chciały wypłynąć na mieliznę, by dać się sfotografować na tle piasku.
|
|
|
|
|
|
|
|
Dla odmiany, powyżej są dwa zdjęcia świata roślin, które nie mogły zdecydować się, czy rozwijać się nad, czy raczej pod wodą, i choć większa ich część była pod wodą, to wiele liści i kwiatów wystawało ponad wodę, by zaczerpnąć nieco więcej ciepła i światła. Wprawne oko, na lewym zdjęciu bez trudu dostrzeże kilka pająków wodnych, których nie spłoszył mój kajak.
Chyba największą frajdę sprawiało mi fotografowanie ptaków i owadów. Niestety, liczne w tej okolicy bociany, zakładają swoje gniazda daleko od wody, najczęściej na wysokich słupach. Próżno zatem szukać tu ich zdjęć. A co się stało z Żurawiem i Czaplą? Niestety jest ich tu bardzo mało i choć żyją nad wodą, to są bardzo płochliwe. Bardzo zazdrościłem innym miłośnikom przyrody, którzy z wielkim podnieceniem opowiadali mi o swoich sukcesach fotograficznych – ale też trudno spodziewać się, że w ciągu trzech dni będzie okazja nie tylko spotkać, ale i sfotografować wszystkie występujące tu ptaki. Żurawi nie spotkałem, a nieliczne Czaple były znacznie szybsze ode mnie i odlatywały zanim do oka przyłożyłem swój aparat.
|
|
|
Dumne Łabędzie są zawsze wdzięcznym i dość łatwym obiektem naszych zdjęć. Kilkukrotnie udało mi się spotkać całą ich rodzinkę. Żebrząc podpływały bardzo blisko kajaków. Podpływały, ale jednocześnie sykiem ostrzegały, że będą bronić swego potomstwa, gdy poczują się zagrożone. Trzeba uważać, bo najmniejszy ruch wioseł odczytują jako przygotowanie do ataku. Opowieści o Łabędziach, które atakując na lądzie, uderzając skrzydłem złamały komuś nogę, bynajmniej nie są przesadzone. Nieostrożnym i nieświadomym ryzyka obserwatorom przyrody zdarza się to czasem. Bywa i tak, że Łabędź przestraszy kajakarza, który wykonując nieskoordynowane ruchy wywraca kajak i wpada do wody. W takiej sytuacji zagrożenie jest jeszcze większe, bo Łabędź może bardzo utrudniać przerażonemu kajakarzowi wyjście z wody.
|
|
|
|
|
|
|
|
Licznie występujące nad Hańczą Kaczki, nigdy nikomu nie zrobiły krzywdy. Na widok kajaków najczęściej odpływają lub odlatują. Choć jak widać na tych zdjęciach, czasem podpływają bliżej w nadziei, że ich odwaga zostanie nagrodzona kawałkiem chleba.
|
|
|
Wbrew pozorom, powyższe zdjęcia zostały tu umieszczone świadomie pomiędzy zdjęciami ptaków. Jeśli przyjrzeć się im uważnie, łatwo odkryć w piaszczystym brzegu liczne otwory. To są gniazda Jaskółki brzegówki. W dolnym biegu rzeki było ich bardzo dużo, ale prędkość, z jaką latają te małe ptaki sprawiła, że nawet nie próbowałem ich fotografować.
|
|
|
|
A to zdjęcie, to wysiłek trwającej blisko kwadrans współpracy modelki z wdzięczną latającą aktorką. Nie wiem, co ją przyciągało do mojego „kapitana”. Wracała wciąż, a w momencie, gdy byłem pewien, że uda mi się ją sfotografować… odlatywała, by po chwili wrócić i siąść w zupełnie nowym i nie zawsze dostępnym dla mnie miejscu. To prawdziwa żywa biżuteria. Zanurzony po pas w wodzie, starałem się ją sfotografować – udało się!
|
|
|
|
No cóż, nic nie trwa wiecznie, więc nawet najdłuższa rzeka gdzieś musi się kończyć. Koniec Czarnej Hańczy to nie koniec wyprawy. Wykorzystując mający już 200 lat Kanał Augustowski z licznymi jego śluzami będziemy dalej płynąć poprzez jeziora znajdujące się na bardzo różnych wysokościach. Dzięki kanałom i śluzom, możemy płynąć dalej nie przenosząc kajaków. Na zdjęciu pierwsza z mijanych przez nas śluz: Sosnówka.
|
|
|
|
Przyroda w kanale jest nieco odmienna, ale równie bogata jak ta, którą podziwiałem płynąc rzeką Czarna Hańcza. Jest też dużo roślin typowych dla terenów podmokłych i bagien, jak choćby te wdzięcznie zwisające skrzypy. Widoczne pale to bynajmniej nie pnie obumarłych drzew – to umocnienia brzegów kanału wykonane metodą dokładnie taką, jaką były wykonane 200 lat temu.
|
|
|
Tu już nie ma wartkiego prądu, który pozwala się spławiać. Choć tego nie widać na zdjęciu, woda w kanale nie stoi. Jesteśmy jeszcze w dorzeczu Niemna i wody powoli płyną w jego kierunku, przeciwnie niż my. Tak będzie do końca naszej trasy. Dopiero po przeprawie w dwupoziomowej śluzie w Paniewie znajdziemy się na jeziorze leżącym w dorzeczu Biebrzy i Narwi. Od tego momentu prąd nie będzie się nam przeciwstawiał, ale silne wiatry w dalszym ciągu mogą zmuszać nas do ciężkiej pracy.
|
|
|
Do zobaczenia na wodnych szlakach Suwalszczyzny – i nie tylko!
|
|
|
|